2012-02-17 15:45:54

Wywiad z Prezes TPKZZ, Panią Marią Niemirowską

We wrześniu Towarzystwo Polskiej Kultury Ziemi Złoczowskiej będzie świętować swoje dwudziestolecie. Czy może Pani opowiedzieć jak doszło do jego założenia?
Wszystko zaczęło się w 1992 r. Do Złoczowa często przyjeżdżał urodzony tutaj pan Bogusław Idzi Martynowicz, profesor Politechniki Wrocławskiej na Wydziale Architektury. Kiedy powstało Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, zaczęto też organizować pododdziały w powiatach i właśnie pan Martynowicz zwrócił się do mnie abym została prezesem w Złoczowie. Nie od razu wyraziłam zgodę, dlatego, że wiedziałam jaka to ciężka i odpowiedzialna praca, no ale w końcu dałam się przekonać.


Jak wyglądały początki działalności Towarzystwa?
Dosyć skromnie. Było to 20 osób, które zbierały się na ławce pod kościołem.


Czyli, jak rozumiem, podstawową kwestią było znalezienie jakiegoś pomieszczenia?
Tak. Umówiliśmy się z kierowniczką fabryki odzieżowej, że będziemy wynajmować tam pomieszczenie. Pierwszą imprezą, którą zorganizowaliśmy, była uroczysta Akademia poświęcona Świętu Niepodległości.


A co z polską szkołą? Kiedy zaczęła działać?
Była to sprawa bardzo niełatwa. Starania o uzyskanie pozwolenia trwały 4 lata. Zbieraliśmy podpisy i podania od rodziców, że dzieci chcą się uczyć polskiego, ale miejscowe władze w Wydziale Oświaty nie były zainteresowane otwarciem polskiej szkoły. W końcu zwróciłam się do urzędu wojewódzkiego i przyszło pozwolenie na zorganizowanie sobotniej szkoły. Następnie zwróciłam się do kierownika oświaty w Złoczowie p. Zuzanny Sieniawskiej i do inspektora p. Andrzeja Zewkowicza – oni pomogli napisać mi statut szkoły. Potrzebne było jeszcze pozwolenie Administracji Państwowej i szkoła mogła zacząć działać.


Czy był jakiś sprzeciw władz miasta?
Ja pracowałam jako kierownik sanepidu i miałam dobre kontakty  z władzami miasta, więc nie było sprzeciwu dla szkoły. Ale problemem był brak pomieszczenia. Wydział Oświaty udostępnił nam klasę w szkole publicznej nr 3. Drugim problemem był brak nauczyciela, ale zwróciliśmy się z tym do Ministerstwa Edukacji Narodowej w Polsce i do dzisiaj przyjeżdżają do nas profesjonalni nauczyciele.


Ilu nauczycieli pracowało do tej pory w Złoczowie?
Pięciu. Była to p. Żanna Dąbrowska, p. Jolanta Grzymała, p. Anna Zitkowiec, p. Zygmunt Niewiadomski oraz p. Magdalena Strama (pracująca obecnie). Najlepiej wspominam czasy, kiedy pracowała u nas pani Anna Zitkowiec. Była u nas 4 lata i były to bardzo owocne lata, zarówno dla szkoły, jak i dla Towarzystwa. Zbieraliśmy się we trójkę: ja, pani Ania i ówczesny proboszcz ksiądz Leszek Pankowski – to była taka mocna trójka, razem rozstrzygaliśmy wszystkie pytania.


Wróćmy jeszcze do sprawy pomieszczenia. Słyszałam, że bardzo długo trwały starania o uzyskanie pomieszczenia przy fabryce odzieżowej.
Pisaliśmy w tej sprawie do głowy miasta, ale odpowiedział, że nie jest w stanie nam pomóc. Budynek, w którym znajdowała się fabryka odzieżowa przed wojną należał do kościoła, a potem przeszedł we władanie wojewódzkiej architektury. Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę zwolnił się w fabryce jeden korpus i powiedziano nam, że możemy się starać o udostępnienie 100 m kw. To pomieszczenie można było dostać tylko w dzierżawę i potrzebna była zgoda wojewódzkiej architektury, ale nie mogłam występować w imieniu Towarzystwa. Zawarłam więc umowę z ówczesnym proboszczem Marko Romanem, że ja jako prezes będę prowadzić starania nie na rzecz Towarzystwa, a właśnie kościoła.


Jak długo to trwało?
Prawie 6 lat. Ale jeszcze była taka sytuacja, że po tych latach starań chciano oddać pomieszczenie ukraińskiej grekokatolickiej cerkwi. Proboszcz cerkwi prawdopodobnie dogadał się z głową administracji. Ale wtedy ja pojechałam do wojewódzkiego architekta i pokazałam całą korespondencję z lat 1992-1998, w której pisałam o wielkiej potrzebie pozyskania tego pomieszczenia dla parafii i polskiej społeczności.  A pisałam w tej sprawie m.in. do Prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy, Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, marszałka Senatu p. Alicji Grześkowiak i do szefów lwowskiej i złoczowskiej administracji (pani Maria na dowód pokazuje gruby plik kartek).


Jestem pod wrażeniem. A co z kwestią finansowania szkoły?
Właśnie. Gdy w końcu się udało uzyskać to pomieszczenie, pojawił się nowy problem. W Złoczowie zorganizowało się Towarzystwo Rodzin i Przyjaciół Ziemi Złoczowskiej, którym kierował taki pan Maćkówka z Nowej Huty. On miał w Polsce dobre kontakty ze Wspólnotą Polską i pobierał pieniądze, które faktycznie należały się nam. Za otrzymywane pieniądze organizował np. festiwale kultury polskiej w Złoczowie, nie był natomiast zainteresowany działalnością Polskiego Towarzystwa. Lecz ja stanęłam mu na przeszkodzie i zrobiły się takie wewnętrzne usterki. Do 2001 r. nie otrzymywaliśmy żadnych pieniędzy.


A co się zmieniło po 2001 r. ?
Pewnego razu napisałam list do pani marszałek Senatu Alicji Grześkowiak, w którym poskarżyłam się, że w Złoczowie jest Towarzystwo, które zamiast nam pomagać, przeszkadza. Ona wyznaczyła mi wtedy spotkanie w Warszawie, na którym bardzo fajnie mnie przyjęła i zapytała również o sprawę lokalu. Odradziła nam wynajmowanie tego pomieszczenia przy kościele, powiedziała mi: „pani jest teraz w dobrych stosunkach z proboszczem, ale jak się proboszcz zmieni, to może być różnie”. Zaproponowała, abyśmy znaleźli budynek, przesłali dokumenty, a Wspólnota Polska go kupi. I tak się stało. Wyszukaliśmy ten budyneczek, w którym obecnie mieści się szkoła i Dom Polski i kupiliśmy go od prywatnych właścicieli. Opowiedziałam też pani marszałek oraz panu Andrzejowi Stelmachowskiemu, ówczesnemu prezesowi Wspólnoty Polskiej, o problemach finansowych i wtedy wszystko się zmieniło; pieniądze zaczęły trafiać do Złoczowa, a nie na Złoczowian w Polsce. Od tego czasu, po dzień dzisiejszy, otrzymujemy finansowanie od Wspólnoty Polskiej.


A czy w ciągu tych lat działalności miewała Pani chwile zwątpienia, że to się nie uda?
Nie, skąd! Moja praca zawodowa była podobna. Sanepid to taka służba, która kontroluje, więc miałam doświadczenie.


Towarzystwo zajmuje się też renowacją cmentarzy i miejsc upamiętniających pomordowanych Polaków. Może Pani opowiedzieć w kilku słowach o tej działalności?
Kiedy zostałam prezesem, pierwszą sprawą, którą postanowiłam się zająć, było odnowienie kaplicy na cmentarzu. Ale najpierw trzeba było uzyskać ją dla kościoła, bo to była zwykła kaplica komunalna i Polacy nie mieli do niej dostępu. Była ona w bardzo złym stanie, a w jej renowacji wielką zasługę ma pan Martynowicz. On co roku przyjeżdżał tu ze studentami architektury na praktyki i wywozili śmieci, dwukrotnie zrobiono remont. Również robimy remonty cmentarzy w pobliskich miejscowościach. Między innymi dzięki wsparciu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie udało się upamiętnić już kilka takich miejsc.


Nie spotykała się pani z jakimiś trudnościami, sprzeciwem?
Nie, tego bym nie powiedziała. Kiedy zwracam się do władz miejskich, to nawet jak nie pomogą, to nie odmawiają. Są dosyć łagodnie i lojalnie nastawione.


A czy jest coś co Panią martwi? Czego by sobie Pani życzyła na przyszłość?
Wydaje się mi, że młodzież jest mało aktywna. Chciałabym żeby był w Złoczowie jakiś zespół taneczny. Może nam coś teraz Pani Magda pomoże. W każdym razie jestem optymistką i pozytywnie patrzę w przyszłość.

Komentarze

Aby dodać komentarz musisz się zalogować!